Weranda czyli ogród w centrum Ostrowa
To miejsce, w którym nie czujesz się jak w restauracji, tylko jak w zaciszu własnego domu.
I chyba właśnie taki był zamiar właścicieli kiedy tworzyli Werandę. Już sama nazwa wiele nam mówi. Weranda kojarzy nam się z przydomowym ogródkiem, zapachem kwiatów i świeżymi owocami. Do tego wygodny fotel i relaksująca muzyka w tle…
A więc wchodzę. I co widzę? Dużo się dzieję – kolorowo, ciekawie, nietypowo. Inaczej niż zazwyczaj. Bez skrępowania, tak po prostu, choć jestem pierwszy raz siadam swobodnie, a właściwie rozsiadam się – wielkość i wygoda foteli w 100 % na to pozwala. Zaczynam bacznie obserwować otoczenie. No ale przecież nie po to tutaj przyszłam. Cel mojej wizyty jest inny – chcę sprawdzić czy Weranda zaoferuję mi coś więcej, niż tylko ciekawy klimat i bogactwo zieleni.
Na początek – biorąc pod uwagę temperaturę jaka panuje na zewnątrz – proszę o wodę z lodem.
W standardzie dostaje się szklankę z wodą, cytryną i czasem miętą, ale nie w Werandzie.
Tutaj standard jest inny. Na mój stolik trafia duża szklanka, a w niej bogactwo świeżych owoców: pomarańcze, jabłka, cytryny. Sam wygląd już zachwyca, a do tego ten rewelacyjny smak. Bardzo oryginalny i orzeźwiający. Coś wspaniałego!
Pragnienie ugaszone, można przejść dalej.
Może jakaś sałatka? No i co tu wybrać ? Już same nazwy brzmią zachęcająco. Szafirek, Stokrotka, Hortensja. Nigdy nie należałam do osób wybitnie zdecydowanych ( chyba bardziej można mnie zakwalifikować do tych wybitnie niezdecydowanych), ale w końcu wybrałam. Na stole pojawiła się sałatka Sasanka – wędzony łosoś, ser feta, grillowana cukinia, oliwki, zielony pieprz. Wszystko pyszne!
Po sałatce przyszedł czas na konkret. I tutaj znów chwila zastanowienia. Padło na grillowany filet z kurczaka z serem camembert oraz polędwicę wieprzową z grilla z masłem czosnkowym. Oba dania podane z sałatką wiosenną oraz opiekanymi ziemniaczkami Wyglądało przecudnie i tak też smakowało. Wszystko świeże, przygotowywane na chwilę przed podaniem. Smacznie, zdrowo, kolorowo – czyli tak jak lubię!
Oczywiście wizyta nie mogła skończyć się przed podaniem deseru. Wybrałam szarlotkę z kulką lodów waniliowych i bitą śmietaną. Uwaga ! Musiałam czekać 20 minut! Wiecie dlaczego? Szarlotka właśnie przed chwilą została wyciągnięta z piekarnika i musiała przestygnąć. Powiem wam w sekrecie, że warto było na nią czekać. Deser bardzo szybko zniknął z mojego talerza, więc i wizyta w Werandzie dobiegła końca. Szkoda… bo tutaj czułam się jak w domu.
Na zakończenie mogę wszystkich zachęcić do odwiedzenia tego miejsca. Wymarzona sceneria dla rodzinnego obiadu, romantycznej randki czy spotkania w gronie przyjaciół. Jest swojsko i sielsko. Każdy czuje się swobodnie, obsługa przemiła i te fotele… Następnym razem wpadnę tam na dużą kawę i wezmę książkę, bo mam zamiar posiedzieć trochę dłużej ;)