Rzadko umawialiśmy się na kolejne spotkania. Każde z nich traktowaliśmy jako ostatnie i całkowicie przypadkowe. Uwielbiałam to jak zachowywał się wobec mnie kiedy byliśmy wśród innych ludzi. Czasem rumienił się bez powodu, przypadkowo muskał moją skórę pod różnymi pretekstami, a jak tylko nikt nie patrzył uśmiechał się tak, że temperatura mojego ciała momentalnie podnosiła się o conajmniej dwa stopnie Celsjusza. Najbardziej jednak lubiłam, kiedy wystarczyło aby podczas mówienia spojrzał na mnie,a zdania nagle przestały mu się kleić. Zawsze wtedy zastanawiałam się czy wyobraża sobie mnie zupełnie nagą. Pamiętam jak spotkaliśmy się któregoś wieczoru na mieście. Kiedy przyszłam z grupą znajomych do Bombardini, on już tam był. Nie wiem z kim siedział, kiwnęłam tylko delikatnie głową na powitanie i udałam się do stolika zarezerwowanego na końcu lokalu. Nie wypiłam dużo, za to moje towarzystwo wydawało się nie mieć tego wieczoru ani dna ani umiaru. Było już grubo po północy kiedy posprzeczałam się z zalotnikiem mojej przyjaciółki. Jego argumenty były chyba bardziej pijane niż on, ale jak to często bywa był wtedy najmądrzejszy na świecie. Pożegnałam się ze wszystkimi i uciekłam zanim ktokolwiek zdążył wyrzucić z siebie pijackie żale. Z poczuciem zmarnowanego wieczoru udałam się w stronę domu. O tej godzinie Ostrów był jak wyludnione miasto. Mijając kolejne sklepowe witryny usłyszałam kroki. Ktoś szedł za mną i to na tyle szybko, aby być w stanie dogonić mnie w przeciągu kilkunastu sekund. Nie miałam żadnego dowodu na to, że to on. Nie znałam sposobu jego chodzenia i nie byłam w stanie rozpoznać go po kształcie cienia jaki rzucała jego sylwetka. Może to podświadomość, która chciała żeby to był on sprawiła, że nawet przez chwile nie brałam pod uwagę innej możliwości. Nagle poczułam jak jedną ręka zakrywa mi usta a druga łapie w pasie i ciągnie w stronę bramy. Moje stopy przez chwile nie dotykają podłoża. Kiedy znajdujemy się już we wnętrzu bramy obraca mną tak, abym mogła go zobaczyć. Obijam się lekko plecami o zniszczoną ścianę starej kamiennicy i patrzę mu w oczy. Latarnia z ulicy rzuca światło na połowę jego twarzy. Nie uśmiecha się. Jest teraz tak śmiertelnie poważny, taki groźny i tak cholernie pociągający. Przyciska mnie jeszcze bardziej do ściany, zabiera dłoń z mojej twarzy i unosi lekko do góry tak, abym znalazła się na jego wysokości. Mam na sobie letnią sukienkę, którą odgarnia lekko do góry, aby brutalnie wsadzić dłoń w satynowe majtki. Przygryzam dolną wargę, zawsze to robię kiedy chce jeszcze. A niczego nie pragnę bardziej od tego, aby mnie teraz zerżnął, jak małą niewinną dziewczynkę. Kładę ręce na jego ramiona i zaczynam gładzić szyję. Wiem, że się uśmiecha ale nie patrzy teraz na mnie, spod sukienki, przez głęboki dekolt wymyka się mój nabrzmiały, duży sutek. Mój brunet natychmiast bierze go do ust, zdejmując jednocześnie moją bieliznę. Wchodzi we mnie bez zapowiedzi. Nagle i brutalnie. Moje ciało wygina się od rozkoszy jaka teraz przeszywa każdą komórkę ciała. Patrzy mi prosto w oczy i nadal się nie uśmiecha. Ja również zachowuje powagę. Jestem dzisiaj jego ofiarą. Ściskam jego włosy i zmuszam przez aby zbliżył twarz jeszcze bardziej. Po plecach ściekają mi krople zimnego a oddech staje się coraz szybszy. Całkowicie już nie panuję nad własnym ciałem. Czuję jak szybkimi ruchami porusza się we i wzdycha przy tym głośno. Odpycham go lekko, aby zmusić po raz kolejny do spojrzenia mi w oczy. Chce widzieć jego twarz kiedy będzie dochodził. Marszy brwi i wpatruje się we mnie tak, jakby chciał przeszyć mnie wzrokiem na wylot. Wyobrażam sobie, że go nie znam, nie wiem jak ma na imię i w ciemnej, starej bramie pozbawia mnie niewinności. To wywołuję u mnie jeszcze większą falę rozkoszy. On chwyta mocno mój pośladek i zaciska na nim palce. Głośno oddycha i zaciska zęby. Czuję jak napinają się wszystkiego mięśnie. W jego oczach jest czyste szaleństwo, które napawa mnie dumą. To moja wina. To moja mała jest teraz centrum jego rozkoszy. Wchodzi we mnie coraz to szybszymi ruchami. Coraz mocniej napiera. Zaczynam dyszeć i cicho jęczeć. Jeszcze tylko kilka ruchów w moim śliskim wnętrzu i traci kontrole. Wybucha w całej swojej okazałości. Po raz pierwszy uśmiecha się lekko pod nosem i całuje mnie natarczywie. Po wszystkim opiera głowę na mojej klatce piersiowej i ciężko dyszy. Jestem mu wdzięczna, że nadal podtrzymuje mnie w górze, bo czuję jak drżą mi nogi i wiem, że nie byłabym w stanie na nich teraz ustać. Kiedy czuję, że nasze oddechy się unormowały wracam do pozycji stojącej i poprawiam sukienkę. Widzę jak próbuje zapiąć spodnie, ale odwodzę go od tego, zabierając jego ręce i zamieniając się z nim miejscami. Teraz to on, zdezorientowany stoi plecami do ściany, a ja klękam na kolana przed nim. Teraz moja kolej.