Diabeł pytał o godzinę. Zła odpowiedz miała kończyć się śmiercią
Prawdą jest, że historia czarnej wołgi urosła do miana legendy miejskiej. Plotki o jeżdżącym szatanie, który pytał przechodniów o godzinę, po czym je zabijał, wywołały panikę szczególnie wśród najmłodszych w Ostrowie Wielkopolskim.
W latach 60. XX wieku w kilku polskich miastach uprowadzono dzieci. Część z nich - po wpłaceniu okupu - wróciła do domu, części jednak zaginęła bez wieści. Świadkowie wydarzeń mówili, że widzieli na miejscu czarną limuzynę z białymi firankami w oknach. Byli i tacy, którzy mówili wprost: to była czarna Wołga.
Przemysław Semczuk w swojej książce „Czarna wołga. Kryminalna historia PRL” opisuje:
W kwietniu 1965 roku dwie kobiety zjawiły się w mieszkaniu rodziny Henclów na warszawskiej Pradze. Przekonały panią domu, że są kuzynkami jej męża. Gdy po paru godzinach Henclowa musiała wyjść do pracy, zostawiła trzyletnią córeczkę pod ich opieką. Po powrocie do domu Henclowie nie zastali kobiet ani dziecka. Już wkrótce milicja ustaliła, że na rondzie Wiatraczna cała trójka wsiadła do czarnego samochodu marki Wołga. Porwanie się nie udało. Dziecko zostało odnalezione pod Otwockiem, kobiety trafiły do więzienia, ale wołgi i jej kierowcy nigdy nie zidentyfikowano.
Legenda przyszła do Ostrowa Wielkopolskiego.
Psychoza "przyszła" do Ostrowa Wielkopolskiego z Leszna. Swoje apogeum osiągnęła pod koniec lat 90'.
Gdyby zebrać wszystkie opowieści o ostrowskim szatanie wyłoniłaby się z nich postać monstrualna i wielowymiarowa. Jego głównym atrybutem był samochód. W większości relacji czarna Wołga lub czarne BMW bez rejestracji. Niektórzy dodawali, że samochód zamiast lusterek miał rogi.
Historia była także powtarzana jeszcze w późniejszych latach, mówiono że BMW często widziane było na parkingu przy jednej z dyskotek.

Wiele wersji i postępująca panika.
Ofiarami diabła miały być dwie uczennice podstawówki. Kiedy podały mu godzinę, miał powiedzieć: jutro zginiecie. Nazajutrz znaleziono je powieszone w lesie. Diabeł miał kryć się także za wszystkimi śmiertelnymi wypadkami, które wydarzyły się w tamtym czasie w Ostrowie i okolicy.
Rzekomy diabeł miał na swoje ofiary upatrywać głównie małe dzieci. Dlatego tak często miał pojawiać się przed szkołami. W szkole numer 9 uczniowie z młodszych klas przekazywali sobie historię o matce, która pod wpływem diabła powiesiła trójkę swoich dzieci na klamkach. Na szczęście żadna z tych historii nie zdarzyła się naprawdę.
Psychoza w Ostrowie była na tyle duża, że mieszkańcy często informowali policję, która miała w obowiązku sprawdzać podejrzane pojazdy.
Pierwsze zgłoszenie otrzymaliśmy na początku minionego tygodnia. Zadzwonili do nas pracownicy jednej z ostrowskich szkół i poinformowali, że dzieci widziały dziwnie wyglądającego człowieka jeżdżącego czarnym bmw - relacjonował we wrześniu 1999 roku Edward Cukiernik ówczesny rzecznik komendy powiatowej policji w Ostrowie Wielkopolskim.
Przypuszczano, że to może być satanista albo przedstawiciel jakiejś sekty. W końcu otrzymaliśmy zgłoszenie, że to diabeł. Każdy taki meldunek sprawdzaliśmy. Wydawało nam się, że do dzieci próbuje dotrzeć diler narkotykowy i to była najbardziej rozsądna wersja. Żadna z informacji jednak się nie potwierdziła. Diabła nie ma i nie było. Nie było też w ostatnim czasie żadnych samobójstw popełnionych przez nieletnich - zapewniał Edward Cukiernik
W 1999 roku najwięcej interwencji miało miejsce w okolicach "Koziego Borku" tam mieszkańcy najczęściej informowali policję o podejrzanych autach.
Aż do Ostrowa Przyjechała telewizja.

W 1999 roku do Ostrowa przyjechała telewizja z Poznania by wypytywać przed szkołami o "diabła". Przerażone dzieci na wyścigi opisywały szatana i mimo iż prawdopodobnie żadne z nich go nie widziało to strach wśród młodych wzrastał. Jednego dnia nauczyciele ze szkoły przy ul. Tuwima nie wypuścili dzieci, dopóki policja nie przyjechała przed szkołę i nie sprawdziła, czy gdzieś nie czai się zły.
Ludzie wstydzili się swojego strachu, ale wielu twierdziło, że pewnie nie chodzi o diabła ale np. o satanistów. Mieszkańcy pamiętali zabójstwa nastolatków na Śląsku.
Ja nie wierzę w historię o diable, wiem natomiast, że sataniści naprawdę istnieją - mówiła jedna z nauczycielek.
By uspokoić dzieci, dyrekcje kilku szkół zwróciły się do księży by podczas kazań w kościele uspokoili parafian.
W przypadku legend oraz plotek zawsze pojawia się wiele wersji wydarzeń. Zjawisko ostrowskiej plotki szeroko opisane było w całym kraju. Tak zjawisko opisało wydawnictwo Prószyński:
"Wszystko zaczęło się 17 września 1999 roku. Do Sylwii Nowickiej z lokalnej telewizji Proart zadzwoniła zdenerwowana kobieta: "Co się dzieje w Szkole Podstawowej numer 9? Jeździ ciemna limuzyna z krzyżem, a wokół szkoły pełno policji". Zdziwiona dziennikarka zadzwoniła na policję. Tam zdziwili się jeszcze bardziej: nikogo nie wysyłali. Ale na hasło "limuzyna" zapaliły się lampki "narkotyki" i dilerzy". Więc posłali patrol. No i się zaczęło". Rodzice bali się puszczać dzieci do szkół, uczniowie szkół podstawowych zniknęli z ulic, ostrowska policja opublikowała specjalne oświadczenie, dementujące plotkę. Ale, jak zawsze w takich wypadkach, nie na wiele się to zdało. W mieście opowiadano sobie o czarnym BMW (w innej wersji o mercedesie), który nie ma klamek, a zamiast lusterek rogi. Kierowcą pojazdu jest szatan, który przybrał wizerunek skinheada - opowieściach ostrowian był ubrany na czarno, łysy, niektórzy "widzieli" go w kapeluszu, inni bez nakrycia głowy. "Nikogo nie wciąga do samochodu, ale jedzie koło grupki dzieci i pyta, która jest godzina. Jeśli ktoś odpowie, to tajemniczy łysy osobnik o dużych uszach odpowiada: "To o tej godzinie jutro zginiesz". Plotka głosi, że dwie dziewczyny idące na dyskotekę do podostrowskiego Czekanowa, odpowiedziały, która godzina i następnego dnia o tej samej porze w lesie koło Czekanowa powiesiły się. Ponoć znalazła je już policja" - pisał w Gazecie Wielkopolskiej" Janusz Jaros.
Tymczasem ostrowska policja ostatnie samobójstwo nieletniego zanotowała wiele lat wcześniej. Żadne dziewczyny, o czym na specjalnie w tej sprawie zwołanej konferencji zapewniał aspirant sztabowy Edward Cukiernik, rzecznik prasowy miejscowej policji, nie powiesiły się w okolicznych lasach, w ogóle nie zanotowano żadnego samobójstwa. Ludzi to jednak nie uspokoiło. Tym bardziej że w miejscowej "Gazecie Ostrowskiej" zapewnienia Cukiernika przedstawiono w następujący sposób: "Ponadto skojarzono z tą sprawą śmierć dwóch młodych dziewczyn, które - kiedy zrobiło się głośno na ten temat w Ostrowie - popełniły samobójstwo. Twierdzono bowiem, że stało się tak, bo obie rozmawiały z diabłem. Zapewniam jednak, że te dwie sprawy nie miały ze sobą nic wspólnego". Wiary w tajemnicze samobójstwo (którego nie było), a tym samym w diabła krążącego po ulicach Ostrowa Wielkopolskiego, to nie zachwiało. Przeciwnie, ludzie nabrali przekonania, że osobnik taki istnieje, rzeczywiście doprowadza do śmierci dzieci, ale władze wolą trzymać tę bulwersującą sprawę w tajemnicy. Z kolei w Tygodniku Społeczno--Politycznym Południowa Wielkopolska" napisano: "Po kilku dniach nikt już nie ma wątpliwości, że coś w tej zagadkowej sprawie musi być. W końcu widziało go kilka osób, przecież by sobie tego nie zmyśliły. On naprawdę istnieje. Słyszałam, że spytał jakieś dziewczyny o godzinę i na drugi dzień powiesiły się! - opowiadają sobie trzy dziewczyny na jednym z ostrowskich przystanków". Redaktor Janusz Jaros w swoim reportażu przytaczał inne, zasłyszane w Ostrowie Wielkopolskim rozmowy: "W Szkole Podstawowej numer 1 przy ulicy Partyzanckiej dzieci pokazują sobie znak namalowany na szybie gabloty przez tego szatana. Na szybie jednak nic nie widać. "Bo już ktoś starł" - mówi jedenastoletnia Esterka. "E, jakby to był szatan, to ten znak by nie znikł nawet po starciu" - uważa jej trzynastoletnia siostra Ewa. "Ale taki jeden z czwartej klasy widział tego szatana. Wczoraj nie było go już w szkole" - dodaje dwunastoletnia Martynka. "Ja słyszałam, że dziewczynę z piątej klasy to ten szatan wciągnął do samochodu" - mówi dziesięcioletni Szymon. "Nasza pani mówi, żebyśmy na przerwach nie wychodzili ze szkoły. Dyżurni pilnują, żeby do szkoły nie wszedł żaden łysy" - dodaje jego kolega".
O szatanie w czarnej limuzynie plotkowały jednak w Ostrowie Wielkopolskim nie tylko dzieci. "Gazeta Wielkopolska": "W autobusie pięćdziesięcioletnia kobieta zagaduje znajomą: "Słyszała pani o tej limuzynie?". "No tak, pani. To straszne, mój stary mówi, żeby dzieci do szkoły nie szły aż go nie złapią". "Ponoć już go mieli, ale im uciekł"". Edward Cukiernik opowiadał, że w tych dniach policyjny telefon dzwonił bez przerwy, każde, nawet kilkuminutowe spóźnienie dziecka wywoływało panikę rodziców, a często prawdziwą histerię. "Dzieci boją się nosić zegarki do szkoły. Uciekają przed czarnymi samochodami. Chcemy, by nauczyciele nie siali dodatkowej paniki, dlatego prowadzimy rozmowy w szkole" - tłumaczył rzecznik policji.
Według dziennikarzy, którzy tłumnie zjawili się wówczas w Ostrowie Wielkopolskim - końcu nie na co dzień plotka paraliżuje osiemdziesięciotysięczne miasto - dzieci przestały nosić zegarki, za to przywdziały krzyżyki i medaliki. A mimo to w mieście nadal fruwały zakrwawione talerze, koleżankę szatan tylko zranił w rękę, bo zdołała uciec, ktoś widział, jak Zły chowa się w krzakach przylegających do szkolnego boiska. "Głośna jest opowieść o chłopaku, który idąc na dyskotekę (jedno z ulubionych miejsc odwiedzin szatana), kiedy zorientował się, że nie ma w domu żadnego krzyżyka, zapakował lichtarz do plecaka i tak wyekwipowany poszedł na tańce" - pisał w Polityce" Marcin Galicki. Psychozie, którą wytworzyła w mieście plotka, ulegli nawet najwięksi sceptycy. Gdy szefa ostrowskiej telewizji kablowej czekającego na dworcu na przyjazd teściów zaczepił ubrany na czarno kloszard i zapytał o godzinę, prezes nie odpowiedział.
Jedyna odpowiedź by uniknąć śmierci.
Z perspektywy czasu to brzmi śmiesznie, ale panika w Ostrowie Wielkopolskim, zwłaszcza wśród dzieci była bardzo duża.
Oczywiście był sposób na uniknięcie tragedii. Na pytanie, która godzina, należało odpowiedzieć "godzina wieczności".
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj