Choroba zabiera nam dziecko, jest szansa na życie
Antek ma 7 lat. Zawsze wszędzie go było pełno, był ciągle w ruchu, wciąż z ukochaną piłką. W połowie marca spadł ze schodów. Na szczęście nie stało się nic niepokojącego – otrzepał się i dziarsko powiedział, że po prostu się poślizgnął. Jednak to był moment, w którym zaczęliśmy go uważniej obserwować. Któregoś dnia zauważyliśmy, że Antek nie jest w stanie zrobić nawet tak banalnego ćwiczenia jak jaskółka. Nie był w stanie złapać równowagi i stać na jednej nodze. Nie potrafił poprowadzić piłki, a parę dni wcześniej grał z dziadkiem i wszystko mu wychodziło. Ale wtedy nawet w najczarniejszych snach nie przychodziło nam do głowy, że przyczyna może być tak poważna.
Badania krwi nie wykazały niczego niepokojącego, dlatego szukaliśmy dalej – dostaliśmy skierowanie do laryngologa i neurologa. Drugi dokładnie zrobił Antkowi wszystkie badania i powiedział, że powinniśmy natychmiast jechać do szpitala! W tamtej chwili dotarło do mnie, że dzieje się coś bardzo niedobrego. Łamał mi się głos i gdy zadzwoniłem do żony – zdołałem wydusić tylko, żeby spakowała nam torbę, bo jedziemy z Antkiem do szpitala.
Jeszcze tego samego dnia Antek przeszedł badanie tomografem komputerowym. Lekarze już wiedzieli, że dzieje się coś złego, ale wtedy jeszcze nie powiedzieli o swoich przypuszczeniach. Następnego dnia zrobili rezonans magnetyczny. Lekarka wezwała mnie do siebie i powiedziała, że Antek ma guza mózgu, ale „nie jest tak źle, jak sądzili na początku”. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie...
Dostałem dokumentację medyczną do ręki i razem z synem zostałem zapakowany do samolotu. Polecieliśmy prosto do Warszawy. Do Centrum Zdrowia Dziecka. Złe wiadomości narastały z każdą godziną. W Warszawie usłyszałem od pierwszego lekarza, że rokowania nie są dobre. Ugięły się pode mną nogi i zawalił cały świat. Najtrudniej było, gdy od neurochirurgów usłyszeliśmy, że guz jest nieoperacyjny i nie widzą szans pomocy naszemu synkowi...
Biopsja wykazała, że Antek ma złośliwego glejaka IV stopnia. To jeden z najzłośliwszych guzów mózgu. Nieoperacyjny i przez to śmiertelnie niebezpieczny. Na całym świecie nie ma ratunku. Nie ma metody leczenia tego typu guza. Terapia, o którą dziś walczymy jest w fazie eksperymentu, ale dla nas jest jedyną nadzieją… W USA daje już pierwsze obiecujące efekty, a my chcemy wierzyć w to, że zadziała również w przypadku Antosia!
Kiedy widzimy, jak choroba zmienia nasze dziecko, jak próbuje nam odebrać Antosia, pękają nam serca. Nie możemy bezczynnie czekać – musimy zrobić wszystko, by ratować jego życie. Musimy wykorzystać każdą możliwą metodę… Prosimy, pomóż nam!
Tata Antosia
LINK DO ZBIÓRKI
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj