Absurdalny terminarz żużlowców karą za posiadanie świateł i plandeki?
Wszystko zaczęło się od przełożenia meczu Arged Malesy Ostrów z 30 kwietnia na 4 maja o 20:30. Telewizja chciała pokazać wszystkie mecze, a w niedzielnej ramówce było miejsce na maksymalnie dwie transmisję, w tym jedną online. Przełożono oczywiście mecz na środek tygodnia, w trakcie długiego weekendu majowego. Frekwencja? Pewnie około 30 procent tego, co mogłoby być w niedzielne popołudnie.
Następnie na siłę, tylko z uwagi na posiadanie przez ostrowski klub plandeki i zmianę w regulaminie na trzy dni przed meczem, odjechano w ekstremalnych warunkach przy deszczu i chłodzie pojedynek z łódzkim Orłem. Frekwencja? Gorsza niż na meczach U-24 Ekstraligi. Gdyby bowiem nie plandeka, mecz z uwagi na prognozowane na całą sobotę, 6 maja opady deszczu, z pewnością odwołano by dzień wcześniej. Jaki jest sens rozgrywania spotkań przy prawie pustych trybunach, garstką przemokniętych i zziębniętych kibiców, a telewidzom serwowanie "spektaklu", którego nie dało się oglądać?
Z minionej soboty mecz ostrowianom w Zielonej Górze przełożono na bliżej nieokreślony termin, choć można byłoby go odjechać w niedzielę. Oczywiście tylko teoretycznie, bo przecież telewizja chce pokazać mecz i tym razem ucierpiał Falubaz i jego kibice, bo zamiast przy pięknej, słonecznej pogodzie w niedzielne popołudnie, z meczu były nici. Francis Gust eliminację do SGP2 jechał w sobotę. Co zatem szkodziło na przełożeniu meczu na niedzielę? Telewizyjna ramówka.
Kiedy już spragnieni kibice z Ostrowa wyczekiwali terminu szlagierowego pojedynku z Abramczyk Polonią Bydgoszcz na Stadionie Miejskim, zaplanowanego na 27 lub 28 maja, w miniony piątek w komunikacie GKSŻ przeczytali, że mecz ten jest…. przełożony. Nie, bynajmniej nie z powodu prognozowanego deszczu, wszak Ostrów posiada plandekę, której GKSŻ, zmieniając w trakcie sezonu regulamin, nie wahałaby się użyć. Otóż, z wyjaśnień wiceprzewodniczącego Zbigniewa Fiałkowskiego wynika, że powodem przełożenia akurat meczu w Ostrowie jest… brak sztucznego oświetlenia w Poznaniu.
- PSŻ musi jechać o takiej porze, nie może jechać w późniejszych godzinach, bo na ich stadionie nie ma oświetlenia. Patrząc z kolei na to, że mecz Orła z Falubazem to hit kolejki i będzie cieszył dużą oglądalnością, podjęliśmy decyzję o przełożeniu spotkania w Ostrowie - powiedział na łamach WP SportoweFakty Fiałkowski. - Telewizja chce pokazać to spotkanie, ma do tego prawo, lecz po prostu brakuje wolnej godziny, by tego dnia odjechać te zawody. Dlatego pojedziemy w innym terminie – dodał.
Szkoda, że ta sama telewizja nie potrafi zapewnić transmisji z Landshut, które za pewne kibice też by chętnie obejrzeli….
Wychodzi na to, że ostrowski klub jechał w ekstremalnych warunkach i o dziwnych porach dwa mecze w ciągu trzech dni 4 i 6 maja, żeby teraz… miesiąc nie mieć żadnego ligowego spotkania. Miesiąc! W sezonie zasadniczym, który trwa raptem 5 miesięcy. Paranoja.
Mało tego, GKSŻ pewnie w porozumieniu z telewizją znalazła już dogodny termin na rozegranie zaległego spotkania z Abramczyk Polonią Bydgoszcz, choć jeszcze oficjalnego komunikatu w tym temacie nie wydała. Słowa Fiałkowskiego to potwierdzają: - Może nastąpić sytuacja, że Arged Malesa będzie jechała dzień po dniu. W kalendarzu brakuje już terminów. Ten mecz nie jest przekładany ze względu na opady deszczu, więc nie może odbyć się w czwartek. W ten dzień tygodnia rozgrywane są tylko spotkania, które zostały przełożone przez deszcz. O nowej dacie meczu z Polonią Bydgoszcz poinformujemy wkrótce - mówi na łamach WP SportoweFakty Fiałkowski.
Wiceprzewodniczącemu GKSŻ przypominamy tylko, że mija się z prawdą, bo mecz z 30 kwietnia z ebebe PSŻ-em Poznań nie został przełożony z uwagi na opady deszczu, a nakazano go rozegrać właśnie w czwartek, 4 maja o 20:30.
Inna sprawa, że zarówno dla kibiców, których GKSŻ i telewizja, posiadająca prawa do pokazywania lig żużlowych, mają najwyraźniej w głębokim poważaniu, jak i dla klubów, organizowanie meczów domowych dzień po dniu, jest totalną katastrofą.
Kogo bowiem będzie stać, by dzień po dniu przyjść na mecz z całą rodziną, kupić coś do picia, kiełbaski itd. Klub, którego przecież znaczącą część stanowią wpływy ze sprzedaży biletów, kolejny raz będzie poszkodowany finansowo, podobnie jak kibice, którzy wybiorą pewnie jeden mecz zamiast dwóch. Gdyby odbyły się one w normalnych terminach, co dwa tygodnie, co jest jedynym sensownym rozwiązaniem, frekwencja na obu meczach mogłaby być zdecydowanie wyższa.
Na notoryczne zmiany w terminarzach, na przekładanie meczów z weekendów na dni powszednie, narzekają wszyscy. Kibice, sponsorzy, a bez nich ten sport umrze. Wychodzi na to, że terminarz publikowany przed sezonem, na podstawie którego kibice planują sobie choćby wakacje, by być na meczach swoich drużyn, można wyrzucić do kosza.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że żużel w ostatnim czasie nie jest już tworzony dla kibiców. Oni są najmniej ważni w tej całej zabawie dla podmiotu zarządzającego rozgrywkami i telewizji. Jeszcze nie jest za późno, by nie zniszczyć do końca tak kochanej przez Polaków dyscypliny sportu. Najwyższy czas wrócić do niedzielnych terminów rozgrywania meczów. Jeśli jednego czy drugiego spotkania nie pokaże telewizja, świat się nie zawali, a kibice od lat są przyzwyczajeni do żużla w niedziele wypełnią szczelnie stadiony. Dlaczego im to zabieracie?
I na koniec smutna refleksja. Jesienią, po procesie licencyjnym, może zostać tyle klubów, że władzom i telewizji w przyszłym sezonie będzie ciężko zapełnić weekendową ramówkę programu. I wtedy nie będzie trzeba żadnych meczów przekładać poza weekendy, bo będzie ich tak mało.
GKSŻ i telewizjo, obudźcie się, zanim nie jest za późno!
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj