
| Źródło: inf. własna
Gorzkie słowa Krzysztofa Łyżwy: Jestem rozczarowany. Brakuje mi minut na boisku

33-letni rozgrywający w swojej karierze z niejednego pieca już jadł chleb. Borykał się z kontuzjami, ale wracał po nich do wysokiego poziomu. Występował w reprezentacji Polski, a wracając do rodzinnego miasta, miał być pewnie jednym z filarów Arged Rebud KPR Ostrovii. Jego dotychczasowe statystyki nie powalają. Zaledwie 12 rzuconych bramek na 27 oddanych rzutów, 44 procent skuteczności i 18 asyst. Po jego najlepszym meczu w tym sezonie z Grupą Azoty Unią Tarnów, rozmawialiśmy z Krzysztofem Łyżwą.
Jak przełamywać się, to w takim stylu. Wynik 27:24 chyba nie do końca oddaje to, co działo się na boisku w drugiej połowie meczu?
-Zgadza się. O tym wyniku zaważyła w sumie głównie pierwsza połowa, w której zagraliśmy bardzo dobrze w obronie. Straciliśmy tylko 10 bramek. Graliśmy rozważnie w ataku, nie robiliśmy głupich błędów. Tak samo było w drugiej połowie, kiedy było pięć czy sześć bramek przewagi.
Nawet siedem, bo prowadziliście 24:17…
-Właśnie. Mogliśmy to dowieźć. Udręką wielu zespołów jest to, że jak wysoko prowadzą, to wkrada się rozluźnienie. Mimo że żaden z nas tego nie chce, to jednak pojawia się rozluźnienie. Dowieźliśmy jednak pewne zwycięstwo do końca. Wierzę, że ta wygra nas podbuduje.
Dla Ciebie to też trochę taki mecz na przełamanie? Nie ma co ukrywać, nie idzie Ci przecież od początku sezonu, tak jak pewnie zakładałeś?
-Każdy dziś widział, że grałem w większym wymiarze czasowym i to przyniosło efekt. Na pewne rzeczy mam wpływ, na niektóre nie. Jeżeli każdy oczekuje ode mnie, żebym grał i wnosił do zespołu coś dobrego, to muszę mieć przynajmniej taki wymiar czasowy, jak w środę. Nie ukrywajmy, w pięć czy siedem minut żadnych fajerwerków nie odpalę.
Czego Twoim zdaniem brakowało Wam we wcześniejszych meczach? Boli szczególnie ta porażka z Zagłębiem Lubin u siebie?
-Akurat ona wynikała z naszej nieskuteczności. Wtedy mieliśmy sporo sytuacji stuprocentowych, których nie wykorzystaliśmy. Poza tym nie było takiej obrony, jak w tym meczu z Unią Tarnów. Teraz pomagaliśmy sobie nawzajem. Wtedy tej pomocy zabrakło. Mecz z Zagłębiem będzie bolał, tak inne spotkania, które były do wygrania, ale tego nie zrobiliśmy.
Na szczęście po zwycięstwie nad Grupą Azoty Unią Tarnów, jesteście w grze o play-offy. Tyle tylko, że trzeba wygrać u siebie z Gdańskiem i w Kaliszu…
-Oczywiście. Jak najbardziej. Jeżeli chcemy zająć szóste miejsce, a ja taki cel sobie osobiście założyłem, to te wszystkie mecze, które mamy do końca roku kalendarzowego, jesteśmy w stanie wygrać, tylko musimy zagrać tak jak w środę. Musimy być skoncentrowani, musi być zespół, a nie pojedyncze jednostki. Indywidualnymi popisami można wygrać jeden mecz, ale nie całą serię. Musi być cały zespól i każdy dokładać swoją cegiełkę do sukcesu.
To o czym mówisz, świadczy o tym, że mieliśmy męskie rozmowy w szatni po ostatnich dwóch porażkach?
-Tak. Były męskie rozmowy. Takie rozmowy musiały być po tym meczach, które – nie ukrywajmy – źle wyglądały. Osobiście mam nadzieję, że te rozmowy przyniosą skutek, aczkolwiek tak jak powiedziałem, na pewne rzeczy nie mam wpływu, na pewne mam.
Pijesz w tym momencie do trenera?
-Nie. Mówię ogólnie. Przychodziłem do Ostrowa, żeby grać, a nie tylko trenować. Wniosę coś do zespołu, gdy będę grał, a nie tylko notował epizody boiskowe. To jest normalne, że jeśli zawodnik będzie grał w danym wymiarze czasowym jeden, drugi czy trzeci mecz, to głowa będzie pracowała. Pojawi się przede wszystkim pewność siebie, a jeżeli jeden mecz zagra, a następny nie i tak w kółko, to zawodnik sam nie będzie wiedział, co ma myśleć o tym wszystkim. Dlatego też cieszę się, że w środę wyszło tak jak wyszło. Mam nadzieję, że w środę będzie to kontynuowane.
Apropos tego, co mówisz, to jeśli dobrze pamiętam, w Głogowie wyszedłeś na epizod w drugiej połowie chyba pod jej koniec…
-Z tego co pamiętam, w Głogowie wyszedłem na boisko, gdy Marek Szpera dostał karę dwóch minut, a później w drugiej połowie pojawiłem się na pięć minut i za chwilę znowu usiadłem na ławce.
Czujesz się zawodnikiem nie do końca wykorzystywanym w tej drużynie?
-Nie ukrywam, że tak. Myślałem, że tych minut na boisku będę spędzał więcej, w porównywalnym wymiarze czasowym jakie dostaje Marek Szpera. Wtedy świeżość i jakość będzie – jak było widać w środę – w całym zespole. A przecież chodzi o to, żeby wygrała drużyna i każdy miał satysfakcję z tego, co się tutaj dzieje.
Można zatem powiedzieć, że jak do tej pory jesteś trochę rozczarowany powrotem do Ostrowa?
-Myślę, że tak. Mam nadzieję, że tym meczem wszystko pójdzie w kierunku, w którym sobie osobiście założyłem. Mam również nadzieję, że z całym zespołem ten cel, który sobie założyliśmy, osiągniemy.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj