Już w niedzielę ostatni mecz Damiana w barwach Wirażu.
Poniżej wywiad z Damianem Wojczyńskim.
Wiraż: Cześć Damian, już w niedzielę mecz z Poczesną i Twój pożegnalny bieg w barwach Wirażu. Sporo czasu upłynęło od Twojej przeprowadzki do Wrocławia. Skąd pomysł na ten pożegnalny wyścig akurat teraz?
Damian: Hej, powodów jest kilka. Można powiedzieć, że ciekawy splot wydarzeń.
Tak, to prawda, że od 2012 roku mieszkam we Wrocławiu, tu założyłem rodzinę, pracuję i można powiedzieć, że na dobre się zadomowiłem. Nie zmienia to jednak faktu, że część mnie pozostała w Ostrowie, a także w klubie. Zawsze byłem "lokalnym patriotą", interesowałem się tym co dzieje się w mieście, starałem się brać czynny udział w wielu inicjatywach. Jestem w kontakcie z zawodnikami z Ostrowa, z których część jest na miejscu, a część jeździ w innych klubach. Tradycyjnie trzymam za nich kciuki.
Wracając do odpowiedzi na Twoje pytanie - inicjatywa odrodzenia klubu speedrowerowego we Wrocławiu sprawiła, że na nowo w mojej głowie pojawił się temat tego sportu. Bardziej w formie działacza, sędziego, kierownika zawodów niż regularnego zawodnika, jednak rowery to moja pasja, więc to ściganie cały czas jest w tle (trenuje już także mój 4-letni syn Wojtek).
Kompletując rower, odkopując archiwalne materiały doliczyłem się, że w tym roku mija 20 lat od czasu gdy po raz pierwszy stanąłem pod taśmą na torze. Moja przygoda ze speedrowerem, przerwana wyjazdem jak i kontuzją sprawiła, że nigdy oficjalnie nie zamknąłem karty mojej historii ścigania w Ostrowie. Stwierdziłem, że ta okrągła rocznica to idealny moment aby to zrobić - nie zwykłem zostawiać niedokończonych spraw.
Wiraż: Twoje ostatnie starty to rok 2009, w którym Wiraż jeździł w Ekstralidze. Jak się wraca po tak długim czasie?
Damian: Ten rok jest chyba szczególny, jeżeli chodzi o powroty w Speedrowerze. Zobaczmy choćby na wczorajszy Finał Indywidualnych Mistrzostwo Polski w Gnieźnie - wygrywa Łukasz Łaniecki, który po latach wraca do ścigania i to od razu na wysokim poziomie. Ok, możemy powiedzieć, że miał atut własnego toru ale to nie wystarczy aby wygrać zawody tej rangi.
Jeżeli chodzi o mnie to głód jazdy jest. Pewne nawyki pozostały. Kwestia dobrego treningu i startów spod taśmy, aby nabrać czucia.
Wiraż: Mecz już w niedzielę, jak forma, trenujesz?
Damian: Jeżeli chodzi o kontakt z ostrowskim torem, to udało mi się zaliczyć 4 sesje treningowe z drużyną (piątą planuję 2 dni przed meczem). Na codzień mam niepowtarzalną okazję treningów z Marcinem Szymańskim oraz ekipą powstającej Szarży Wrocław. Nie ukrywam, że wspólny trening z Martinezem to niewątpliwa przyjemność, a przede wszystkim ciągła nauka, bo nawet po 20 latach znajomości tego sportu okazuje się, że coś można zrobić lepiej, inaczej. Czasy "świetności" w tej dyscyplinie już za mną ale jeżeli mój syn w przyszłości zdecyduje się na regularne ściganie, to na pewno będę w stanie wesprzeć go i ukierunkować, aby nie tracił czasu na "odkrywanie koła na nowo", jak tata.
Oczywiście to nie jest też tak, że nagle wstałem z fotela i stwierdziłem, że jutro idę na trening (śmiech). Cały czas jestem aktywny. To też moja odskocznia od codzienności, ciągłego życia w biegu, odstresowanie. Ostatnie 4 lata spędziłem w 6-osobowej lidze piłki nożnej (tak się szczęśliwie składa, że jej rozgrywki są dosłownie na boisku za moim blokiem).
Wiraż: Porozmawiajmy trochę o sprzęcie. Twoja pasja do ścigania to nie tylko sama rywalizacja ale także temat sprzętu, nowinki techniczne. Jaka rama, przełożenie itp?
Damian: Dokładnie tak. Speedrower sprawił, że od już 13 roku życia zajmowałem się naprawą rowerów. To też pozwoliło mi na podjęcie pierwszej pracy, wiele lat temu, gdy jeszcze kończyłem studia - prowadziłem Salon oraz Sklep Rowerowy B&B Waldex w Ostrowie. Jeżeli chodzi o rower to tutaj sporo zmieniło się podczas mojej nieobecności na torach. Sprzęt jest dużo wyższej klasy i co ważne - części są dużo bardziej dostępne. To sprawia, że sportowa rywalizacja rozgrywa się typowo pomiędzy zawodnikami. Dawne dysproporcje sprzętowe zniknęły, a były momenty, w których robiły one sporą różnicę.
Wspominam o dostępności części. Teraz jednak sam sobie zaprzeczę, pisząc o tym jak powstał mój obecny rower. COV-19 pokrzyżował plany także w Speedrowerze. Przez pewien czas niewiadomo było czy rozgrywki wystartują, a co za tym idzie, nikt nie podejmował się produkcji ram, czy widelcy na "zapas". Dodatkowo Maxxis zaprzestał produkcji Larsena 26x1.9, a to koronna opona, do tej dyscypliny.
Osoby, które znają moją determinację, wiedzą, że to nie mogło mnie powstrzymać od budowy roweru. I tak wyliczając:
- rama - BioBike - TSŻ Toruń (by Przemek Binkowski) - podziękowania dla Pawła Cegielskiego.
- widelec - na rynku nie było dostępne nic godnego uwagi, zatem tutaj nie może być zaskoczenia, dla osób, które znają zdolności mojego taty - wykonanie własne, według projektu sprzed lat, który nadal spoczywał w szufladzie, w domowym warsztacie.
- kierownica - najnowszy model, ze sklepu https://www.speed-rower.pl/ (można powiedzieć, że byłem beta testerem, bo jeszcze przed oddaniem partii do lakierni, kierownica była w moim posiadaniu (podziękowania dla Martineza za szybką realizację).
- opony - Maxxis Larsen & Crossmark - ukłon w stronę Marcina Kołaty i Szymona Kowalczyka, którzy udostępnili mi swoje żelazne zapasy.
- przełożenie - 30-16 - tutaj kolejny produkt "spod lady" - z pomocą przyszedł Maciej Ganczarek - niedostępny już na rynku wolnobieg TRY ALL , toczona na zamówienie zębatka 30, pamiętające jeszcze czasy Maćka w Szawerze
- pedały - to kolejny produkt, pamiętający dawne lata. Przerobione według używanej przeze mnie, przed laty metody - aluminiowe, antypoślizgowe + papier ścierny
- mostek - Truvativ Hussefelt - ten element ma charakter symboliczny jednak przypomina mi o przyjaznych relacjach, które zawsze miałem w tym sporcie, zarówno z kolegami z klubu jak i poza nim - podziękowania dla Bartka Grabowskiego, którego kilka cennych rad pomogło mi także od strony technicznej.
Wiraż: Jest sprzęt, możliwości do treningu, zgłoszenie w Wirażu. Dlaczego zatem nie pociągnąć tego dalej i nie wrócić do regularnego ścigania, w macierzystym klubie?
Damian: Jak wspominałem na wstępie - od ponad 8 lat mieszkam we Wrocławiu. Tutaj założyłem rodzinę, z tym miastem wiążę swoją przyszłość. Po pracy mam naprawdę niewiele czasu na wszystko, co chciałbym wtedy zrobić. Muszę zadbać o rodzinę, poświęcić czas wychowaniu dziecka. Sam po sobie wiem, jak ważny jest to okres, w życiu młodego człowieka. Chcę przekazać mojemu synowi to, co sam otrzymałem od rodziców i co ukształtowało mnie, takiego, jaki dziś jestem.
Dodatkowo pojawiła się ciekawa możliwość reaktywacji klubu na miejscu, w której mogę mieć także swój wkład. Wojtek bardzo zainteresował się treningami dla najmłodszych, więc wszystko spina się w logiczną całość.
Mimo iż swoim doświadczeniem, czy też możliwościami organizacyjnymi, byłbym wstanie pomóc w Ostrowie, to jednak logistycznie nie jestem tego wstanie pogodzić, na poziomie, który satysfakcjonowałby obie strony. Nie od dziś wyznaję motto - jak już coś robisz, to rób to porządnie. Nie lubię półśrodków. Trzymam kciuki za chłopaków w Ostrowie, życzę im jak najlepiej. Jednego z nich namówiłem w tym sezonie do powrotu do startów (drugi jeszcze się zastanawia). Oferuję pomoc sprzętową, czy też techniczne porady, gdy goszczę w Ostrowie na treningach, jednak to wszystko, co mogę wnieść do Klubu obecnie.
Wiraż: Czego zatem życzyć przed niedzielnym startem?
Damian: Bardzo chciałbym, aby w tym dniu na ostrowskim obiekcie pojawiło się duże grono kibiców. Nie tyle dla mnie, chociaż moja rodzina zapowiada liczną reprezentację na zawodach. Wierzę, że każdy, nawet przypadkowy przechodzień to potencjalny działacz, zawodnik, sponsor, a może osoba, która opowie o tym sporcie innym i przyciągnie do Speedrowera następcę Marcina Kołaty, czy Bartka Grabowskiego. Ja już widzę w drużynie jednego potencjalnego kandydata do tego miana, a wierzę, że mogą być kolejni.
Chciałbym usłyszeć jak przed laty - “ KTO WYGRA MECZ….?! WIRAŻ !!!”
Dziękuję bardzo i do zobaczenia w niedzielę o godzinie 13:00.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj