Najbardziej znane napady na banki w powiecie ostrowskim

„Specyficzny” napad na Bank Santander 19 sierpnia

Na miano współczesnego Jesse Jamesa na pewno nie zasługuje łysy mężczyzna w średnim wieku, który wszedł 19 sierpnia do Banku Santander. Chociaż jego okrzyk „to jest napad”, mógł być niepokojący, okazało się, że nie wywołał upragnionego efektu. Kiedy mężczyzna, wyjąwszy przedmiot przypominający broń, domagał się wydania gotówki, usłyszał po prostu… odmowę. Niedoszły złodziej uciekł z niczym i został zatrzymany kilkadziesiąt minut później. 

Chociaż ten napad nie był udany, warto wiedzieć, że na przestrzeni ubiegłych lat, zdarzały się zdecydowanie efektowniejsze i bardziej wstrząsające zdarzenia tego typu.

Kobieta w szpitalu

Incydent przy ulicy Kaliskiej w 2011 roku świadczy o tym, jak niebezpieczne mogą być wypadki z udziałem złodziejów. W tym czasie sprawca wyszarpnął wchodzącej do banku kobiecie torbę z utargiem. W ten sposób udało mu się ukraść kilkaset tysięcy złotych. Co ciekawe, kamery zarejestrowały jego twarz, jednak nie udało się go zidentyfikować, więc nie został schwytany. 

W tym samym roku ktoś z premedytacją zaatakował współwłaścicielkę jednej z ostrowskich hurtowni. Kobieta właśnie wchodziła z pieniędzmi do Banku Ochrony Środowiska, kiedy została mocno popchnięta z tyłu. Napastnik ukradł kilkadziesiąt tysięcy złotych i tak samo w tym przypadku, nie udało się ustalić, kim był. Kobieta doznała poważnych obrażeń, trafiła na oddział ortopedii ostrowskiego szpitala. Musiała być operowana. 

Niebezpieczny rolnik spod Łodzi został schwytany w Ostrowie 

22 lipca 2011 roku 37-letni Kazimierz B został schwytany przed jednym z ostrowskich banków. Ten napastnik był dobrze przygotowany do napadu. Miał ze sobą pistolet, magazynek z sześcioma nabojami oraz inne akcesoria. 

Nie był to jego pierwszy napad. Miał z góry ustalony plan, który stosował wiele razy. Zawsze ubrany w czapkę z daszkiem, podchodził do boksu obsługi klienta. Takie miejsce zazwyczaj było dość osłonięte przed wzrokiem postronnych. Groził bronią, jednocześnie zachowując się spokojnie i dyskretnie, nie wzbudzając niczyjego niepokoju. Kiedy dostawał pieniądze, spokojnie odchodził z miejsca zdarzenia. Za ukradzione pieniądze fundował sobie różne przyjemności np. wczasy w Egipcie.

Policja w końcu wpadła na jego trop. Podejrzewano rolnika, mieszkającego pod Łodzią. Złapano go w Ostrowie podczas rozpoznawania jednej z placówek. Okazało się, że miał ze sobą kartkę z adresami wszystkich ostrowskich banków. 

Złodziej został skazany na 6 lat więzienia za 17 napadów z bronią w ręku. Ogólnie ukradł 170 tysięcy złotych na terenie czterech województw.

Groźni napastnicy skrzywdzili strażnika banku 

2 kwietnia 2007 roku w Banku Zachodnim WBK w Ostrowie miał miejsce incydent, w którym strażnik został obezwładniony paralizatorem. Czterech mężczyzn ubranych w kominiarki ukradło około 400 tys. zł. Następnie napastnicy odjechali w stronę Przygodzic. 

W trakcie ucieczki rabusie pozbyli się worków po pieniądzach i drobnych przedmiotów, takich jak długopisy, gaz łzawiący oraz klucze i samochodowy pilot. Do akcji wkroczyło mnóstwo jednostek, w tym policja, pirotechnicy, antyterroryści, ochrona, straż i helikopter. Ustalono, że mężczyźni mieli broń, której nie użyli. Niestety – nie udało się ich schwytać, a ograny ścigania do tej pory są zainteresowani sprawą.

Napad z zimną krwią

17 sierpnia 2007 roku nieznani sprawcy napadli oddział Getin Banku przy ulicy Raszkowskiej. Mężczyzna w czapce na głowie i ciemnych okularach, sterroryzował trójkę pracowników przedmiotem przypominającym pistolet i zażądał pieniędzy. Ze spokojem odebrał je od kasjerki, po czym wyszedł do swojego wspólnika, który czekał na niego w samochodzie. Mimo natychmiastowej blokady udało się im uciec w kierunku ulicy Konopnickiej. Na szczęście nikt nie został ranny w tym przypadku.

Tuż przed Świętami Bożego Narodzenia wyniesiono z oddziału Banku Śląskiego przy ulicy Kaliskiej worek z… milionem złotych! Sprawca nie musiał za bardzo się napracować. Nikogo nie napadł, wykorzystał po prostu zamieszanie, jakie powstało po włączeniu się fałszywego alarmu w innym punkcie banku. Ochrona niezwłocznie udała się w tamto miejsce, a złodziej niepostrzeżenie zabrał ze sobą 30 kg worek, przygotowany do wywózki, po czym uciekł przez zaplecze.

Policja miała przypuszczenia, że był do świadek, który przechodził obok banku właśnie o tej porze. Opublikowano jego rysopis i poproszono o niezwłoczny kontakt. Dopiero po 11 miesiącach zatrzymano pracownika firmy ochroniarskiej, który… pilnował tego banku – Tomasza B. Co ciekawe, był on bardzo lubiany przez wszystkich pracowników, kasjerki ceniły go i darzyły pełnym zaufaniem. 

Jako że dobrze znał rozkład pomieszczeń, zaplanowanie napadu nie było trudne. Jego zeznania pozwoliły na złapanie dzień później dwóch mieszkańców Poznania – Marka B. i Rafała N. Okazało się, że byli członkami zorganizowanej grupy przestępczej. 

Według zeznań, Tomasz B. wydał wszystkie informacje o zabezpieczeniach w banku Rafałowi N., a ten przekazał je Markowi B., bezpośredniemu wykonawcy. Ochroniarz dostał karę 11 miesięcy więzienia. Jego wspólnicy 4 i 5 lat. Cała trójka miała oddać milion złotych z odsetkami, jednak nie udało się ustalić, gdzie są zrabowane pieniądze. 

Chociaż Tomasz B. przyznał, że żałuje swojego postępku, ucierpiały na tym kasjerki. Zostały zwolnione. Przez traumatyczne przeżycia kobiety podupadły na zdrowiu, a jedna z nich niedługo później zmarła.