Walczymy razem o życie Kasi, matki 4 chłopców
Mam na imię Kasia i jestem mamą czterech wspaniałych synków, którzy są dla mnie całym światem. Moi chłopcy mają tylko mnie... 3 lata temu w naszym życiu pojawił się za to nieproszony gość – rak…
To dzięki Waszym sercom i Waszej dobroci mogłam zawalczyć o życie… Kosztowny lek onkologiczny, o którego refundację starała się inna wojowniczka – Kora – uratował mnie, zadziałał… Sprawił, że choroba jest w remisji. Dzięki Wam jestem, żyję, jestem szczęśliwa, cieszę się każdym dniem, każdym promykiem słońca, każdym oddechem i każdą chwilą spędzoną z dziećmi. Niestety, zebranych środków starczy jeszcze tylko na 2 dawki leku. 14 stycznia znów jadę do szpitala… Po raz trzeci i, mam nadzieję, ostatni muszę prosić o Waszą pomoc. Proszę o wsparcie w uzbieraniu środków na kolejny rok mojego leczenia, mojego życia…
Przeczytaj moją historię:
Mieliśmy piękne życie, niezwyczajne w swojej zwyczajności. Mój ukochany mąż Rafał i nasze dzieci. Mikołaj, Michaś oraz bliźniaki – Antoś i Wojtuś. Wtedy byli jeszcze mali…
5 lat temu na chwilę zapomniało o mnie szczęście... W ciągu kilku miesięcy straciłam dwie najbliższe mi osoby na świecie. We wrześniu 2015 roku mój mąż Rafał zginął w wypadku motocyklowym. Data jego śmierci to najgorszy dzień mojego życia. Straciłam męża, najlepszego przyjaciela, drugą połowę. Moje dzieci straciły ukochanego tatę. To była pierwsza z serii tragedii, które spadły na moją rodzinę. Kilka miesięcy później straciłam również mamę. Rak płuc… Zostałyśmy same z siostrą, Magdą. Razem płakałyśmy na grobie mamy. Byłyśmy dla siebie oparciem. A potem okazało się, że moja siostra ma raka piersi, a ja – raka jajnika.
Wcześniej z rakiem piersi walczyła moja ciocia, siostra taty. Okazało się, że jest nosicielką wadliwego genu. BRCA1. Ma go też moja kuzynka, moja siostra, ja. Genetyczne przekleństwo… Ryzyko zachorowania na raka piersi wynosi wtedy prawie 80%. Na raka jajnika niewiele mniej. Dzięki temu, że byłyśmy pod stałą opieką poradni genetycznej, wciąż żyjemy.
Rok po śmierci mamy, poradnia, kontrolne badania… Magda wychodzi blada jak śmierć. Guz w piersi. Szpital i wizyty na oddziale onkologii na stałe wpisują się w mój rytm dnia. A obok dom, wywiadówki, szkoła, przedszkole, gotowanie obiadów, wspólne chwile, słowem to, co wypełnia mi większość czasu – bycie mamą. Bycie rodzicem… Odkąd nie ma Rafała, muszę być mamą, i tatą jednocześnie.
W pewnym momencie zaczęłam się źle czuć. Ból brzucha wracał jak bumerang, coraz ostrzejszy, coraz bardziej uporczywy. W szpitalu stwierdzono stan zapalny jelit. Ból miał zniknąć. Nie zniknął… Czy się spodziewałam? Nie, ani trochę. Na nowotwór, tak samo jak na śmierć, nie da się przygotować. 27 grudnia 2017 roku dowiedziałam się, że mam raka jajnika.
Początek roku 2018 był jednocześnie początkiem walki o moje życie. Szpital, stół operacyjny… Operacja trwała prawie 7 godzin. To było moje być albo nie być. Czy się bałam? Bardzo. Zapadałam w sen z obrazem twarzy moich synów pod powiekami. Myślałam tylko o jednym – co się z nimi stanie, jeśli mnie zabraknie?
6 stycznia, data operacji. 2 dni później Mikołaj obchodził swoje 18-te urodziny. Później dowiedziałam się, że miał tylko jedno życzenie – bym się obudziła. Życzenia mają moc… Po 2 tygodniach byłam już na nogach, kursowałam między domem a szpitalem. Widziałam to wiele razy - jak z rakiem walczą moja ciocia, moja mama, moja siostra. Teraz poznałam na własnej skórze, czym jest chemia, utrata włosów i strach, który dławi gardło, gdy czekasz na wyniki badań, nie wiedząc, co dalej… Jestem jednak silna, jestem twarda, im bardziej życie mnie kopie, tym więcej mam woli, by walczyć dalej. Muszę taka być, moje dzieci już tyle wycierpiały… Nie pozwolę, by straciły również mnie.
Rokowania w przypadku raka jajnika są bardzo złe… Mojej choroby nie da się wyleczyć, można ją jednak spowolnić. Jest lek, który może to zrobić, który da mi życie, przedłuży je, kupi cenny czas… Lek refundowany w wielu krajach Unii Europejskiej, ale nie w Polsce. Dostałabym go tylko w przypadku, gdyby doszło do wznowy, gdybym wtedy dobrze zareagowała na chemię… A ja do wznowy nie mogę dopuścić. Lek, o który walczyła wspaniała kobieta, chora na to, co ja, która starała się o jego refundację, której niestety nie ma już z nami… Kora.
To dzięki Wam udało się uzbierać środki na 2 lata mojego leczenia. Dziękuję Wam wszystkim i każdemu z osobna za te wspaniałe 2 lata. To dzięki Wam jestem, żyję i z nadzieją patrzę w przyszłość. Liczę na to, że kolejny rok może być przełomowym w zasadach refundacji leku i mocno trzymam kciuki, aby tak było, by ratunek był dostępny dla wszystkich chorych... Jednak póki tak się nie stanie, proszę, pomóżcie w uzbieraniu kwoty, która pozwoli mi żyć i wychować moim synów, oni mają tylko mnie…
Byłam i jestem najszczęśliwszą mamą na świecie… Nie poddam się nigdy. Będę walczyć. Jeśli mi pomożesz - wiem, że będę żyć.
Kasia
Pieniądze można wpłacać TUTAJ
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj