| Źródło: Zdjęcia: Fundacja Redemptoris Missio
Afryka w oczach położnej z Przygodzic
Fundacja Pomocy Humanitarnej Redemptoris Missio przy współpracy z Ministerstwem Spraw Zagranicznych po raz kolejny zorganizowała wyjazdy medyków do Krajów Globalnego Południa. W roku 2015 roku lekarka, studentka medycyny oraz Ania Klupś wyruszyły na trzy miesiące do ośrodka misyjnego w Rwandzie
Z wykształcenia jestem położną, ukończyłam Uniwersytet Medyczny im. K. Marcinkowskiego w Poznaniu. Z charakteru zawsze byłam niespokojnym duchem, który dąży do niemożliwego i ciągle chce robić więcej dla siebie i innych. O wolontariacie w Afryce, myślałam od wielu lat, najpierw było to nieskromne marzenie niewypowiadane na głos, z czasem kiedy wybrałam medyczną ścieżkę zawodową zdawało się to być realnym celem. Dwa lata pracowałam w Fundacji Redemptoris Missio zanim usłyszałam „jedziesz do Rwandy”
„Zwróć swą twarz ku słońcu, a cień zostanie w tyle”, podążając za tym afrykańskim przysłowiem ruszyłam na równik, by tam realizować projekt, który został doceniony i sfinansowany przez rządowy program Wolontariat Polska Pomoc- mówi Ania
Co skłoniło Cię do wyjazdu w dzikie rejony Afryki?
„Dzika Afryka” to złe określenie, wolę „nieznana”.
Mówią, że pomagać można wszędzie, owszem, zgadzam się z tym stwierdzeniem. Słyszałam je wielokrotnie przed wyjazdem, od ludzi, którzy nie podzielali mojego entuzjazmu i nie rozumieli dlaczego jadę do Rwandy, kraju który przed dwunastoma laty został dotknięty wojną domową, która toczyła się pomiędzy plemionami Tutsi i Hutu. Szacuje się, że w ludobójstwie w 1994 roku, zginęło ponad milion osób. Przed wyjazdem kontaktowaliśmy się z s. Weroniką Popowską, która przyjmowała naszą trójkę pod swój dach i która zapewniała o bezpieczeństwie dla nas. Drugim aspektem, o którym należy głośno powiedzieć to fakt, iż jest niewielu medyków, którzy deklarują chęć charytatywnego wyjazdu. Trzeba na chwile zawiesić swoje dotychczasowe życie, zrezygnować z pracy, przerwać szkołę i co najtrudniejsze zostawić bliskich. Często miejsca, do którego się udajemy to ubogie ośrodki, bez wyposażenia, gdzie trzeba zdać się na swoją wiedzę, umiejętności, kreatywność. Pragnęłam się z tym zmierzyć, wierząc, że pomogę choćby jednej osobie. I tak z prawie 60 kilogramowym bagażem, wypełnionym przede wszystkim opatrunkami, lekami i sprzętem medycznym ruszyłam na północ Rwandy, do małej wsi Rushaki, wierząc, że wrócę cała i zdrowa.
Jacy są ludzie w Afryce, jakie mają problemy, czego najbardziej Twoim zdaniem potrzebują?
Istnieje wiele kontrastów pomiędzy mieszkańcami Starego Kontynentu i Afryki. My, ciągle zabiegani, poszukujący, dążący do osiągania sukcesu, którego definicji mało kto z nas jest w stanie zdefiniować. W Rwandzie musiałam się przestawić na tzw. africantime, czyli co masz zrobić dziś, zrób jutro. Być może miało to zalety w codziennym życiu, w końcu nie ma większego znaczenia czy upierzemy ubrania dzisiaj, czy jutro. Jednak w medycynie czas jest kluczowy, nierzadko sekundy decydują o czyimś życiu. Nauczona w Polsce pracy w szybkim tempie, pod presją przełożonych oraz konsekwencji, początkowo nie mogłam się odnaleźć w afrykańskim świecie i vice versa, miejscowi nie rozumieli mojego pośpiechu i zirytowania, kiedy po raz kolejny prosiłam o skontrolowanie temperatury teraz, niekoniecznie dnia następnego.
Niestety łączy nas konsumpcjonizm i gromadzenie przedmiotów. Tam telefon komórkowy też jest codziennością, a jego jakość prestiżem. Obecność peruki na głowie kobiety wyznacznikiem jej pozycji społecznej. Dzieje się to szczególnie wśród młodych, wykształconych Rwandyjczyków. Starsze pokolenie nie podąża za modą, prowadzi ubogie życie, mieszkając w glinianych chatach bez prądu i dostępu do bieżącej wody. Na wyposażeniu chaty jest ławka oraz kilka garnków. Wielu z nich żywi się tym, co sami są w stanie uprawić, spożywając zazwyczaj tylko jeden posiłek dziennie. Zawsze jednak, niezależnie od sytuacji towarzyszy im uśmiech i radość, ale taka prawdziwa, wręcz dziecięca radość. Największym problemem jest oczywiście ubóstwo, mało miejsc pracy, które zapewnia godne życie oraz droga edukacja. Szkoła podstawowa jest obowiązkowa i darmowa. Na szkoły średnie i studia stać niewielu. Istnieje oczywiście system pomocy socjalnej, dla najbardziej uzdolnionych, ale i to nie funkcjonuje idealnie. Niestety pomimo zakazu używania słów Tutsi i Hutu, oraz wycofania rubryki w dowodzie osobistym, określającej z którego plemienia dana osoba się wywodzi, każdy wie o swoim pochodzeniu i utożsamia się z nim. Wnioskując, jeśli aktualnie władzę w państwie obejmuje Tutsi, możemy domyślać się komu należą się świadczenia socjalne, a już na pewno kto otrzymuje je w większej ilości.
Rwanda prowadzi niezwykle radykalne programy społeczne, o których piszę z bólem w sercu.
Przykład to likwidacja wszystkich sierocińców, ponieważ oficjalnie w państwie tym nie ma sierot. Podobnie jest z osobami niepełnosprawnymi, których również tam nie powinno być. Tematy takie jak te, są wśród miejscowych tematami tabu, a ich przełamanie odbywało się w wielkiej konspiracji.
Nawiązując do medycyny, Rwanda boryka się z ogromnym brakiem lekarzy i pielęgniarzy. W ośrodku, w którym pracowałam nie było ani jednego lekarza. Po pierwsze studia są bardzo drogie, aby wykształcić lekarza czy pielęgniarza poświęcić się musi cała rodzina. Po drugie nie ma możliwości by w kraju lekarz mógł zrobić specjalizację, a jeśli komuś udaje się wyjechać za granicę, raczej nie wraca.
Nie można mówić o pogodzeniu się z warunkami, Afryka jest taka od zawsze i z całego serca kibicuję, by jej kultura i zwyczaje przetrwały masowy napływ dóbr z całego świata. Z drugiej strony, mając swoje wartości etyczne, moralne, posiadając zaplecze finansowe dla ludzi, którzy zgodzili się przyjąć naszą pomoc medyczną, nie umiej jej odmówić. Zdrowie to największa wartość, dlatego uważam, że wszelaka pomoc i rozwój medycyny w Afryce przynosi korzyści.
Warto dodatkowo wspomnieć, że większość chorób, z którymi zmaga się ludność Afryki, można wyeliminować poprzez edukację, np. stosując się do zasad higieny zmniejsza się prawdopodobieństwo zachorowania na dur brzuszny czy amebozę. Trzeba przy tym pamiętać, że nie jest to takie oczywiste. Sama doświadczyłam dwutygodniowej przerwy w dostawie wody do naszego miejscu pobytu. Nasze codzienne wędrówki z 10l wiadrem po wodę do blisko położonego ośrodka zdrowia, to nic w porównaniu z 10km spacerem do rzeki lub innego źródła. Dodajmy, że Rwanda jest krajem górzystym, większość dróg jest nieutwardzonych, a niewielu stać nawet na rower. Takie utrudnienia zataczają błędne koło i zmniejszają szansę na zmniejszenie zachorowalności na choroby wynikające z braku odpowiedniej higieny.
Co zapamiętasz najbardziej z wyjazdu do Afryki?
Pod koniec zwykłego dnia pracy przyjęłam do ośrodka 34-letnią pacjentkę, szczelnie owiniętą chustką dookoła głowy. Nie pamiętam z jaką dolegliwością przyszła, moją uwagę przykuł ogromny guz na jej szyi. Z wywiadu wynikało, że zmiana ta rośnie nieprzerwanie od czterech lat jest niebolesna, ale bardzo jej doskwiera, głównie dlatego, że musi ją ciągle ukrywać przed ciekawskimi spojrzeniami. Ja i Agnieszka Pydzińska (studnetka IV roku medycyny) współczułyśmy jej, bo to młoda, piękna kobieta. Wcześniej odwiedziła już kilka szpitali w całym kraju, nawet w stolicyKigali, gdzie przeprowadzono badania, postawiono wstępna diagnozę , jednak żaden lekarz nie podjął się usunięcia guza. I tu zapaliła się czerwona lampka. Podczas przedwyjazdowego szkolenia w Warszawie, poznałyśmy między innymi dr Norberta Górskiego, chirurga, specjalistę głowy i szyi, który również przebywał w tym samym czasie w Rwandzie.
Chyba już wszyscy się domyślają co było dalej. Zebrałyśmy dokumentację, wysłałyśmy ją do dr Norberta, (na szczęście w Rwandzie nie ma problemu z zasięgiem internetowym). Po wirtualnej konsultacji pacjentki pozostało jeszcze do załatwienia kilka administracyjnych pozwoleń, ponieważ szpital, w którym pracował polski chirurg nie był rejonowym szpitalem naszej pacjentki. Obcy kraj, obcy język, inne prawo. Chciałabym tutaj napisać, że wszystkie te przeszkody udało nam się pokonać bo jesteśmy nieugięte i przekonujące ale wiem, że gdyby nie nasze pochodzenie i kolor skóry, pewnie nic byśmy nie zdziałały. Dwa dni później, szczęśliwe i podekscytowane, siedziałyśmy z naszą pacjentką w autobusie w drodze do Nemba. Operacja odbyła się już następnego dnia. Zabieg przebiegł bez komplikacji, a usunięty nowotwór ważył 580 gramów. Dzięki uprzejmości dyrekcji mogłyśmy asystować polskim chirurgom podczas operacji naszej pacjentki oraz przez następne dwa tygodnie do wszystkich innych zabiegów. Później ilekroć spotykałyśmy naszą pacjentkę w wiosce, widziałyśmy jak na nowo rozkwita i cieszy się pełnią życia.
Czego nauczył Cie ten wyjazd? Czego teraz Ty możesz nauczyć innych?
Rwanda dawała mi codziennie lekcje życia. Trudy życia z jakimi borykają się Ruandyjczycy nie stają im na przeszkodzie aby cieszyć się codziennością. I tak nauczyłam się większej cierpliwości.
Pacjenci w Rwandzie byli w stanie czekać na zmianę zwykłego opatrunku przez kilka godzin kiedy akurat zaspałam do pracy lub przyjmowałam poród. Nikt do siebie nie miał pretensji, a po wizycie zawsze okazywali wdzięczność. Będąc w Polsce staram sobie wytłumaczyć, że kolejka do kasy nie jest bez powodu, że jeśli autobus się spóźnia to w tym czasie mam czas dla siebie, mogę czytać, słuchać muzyki, czy choćby złapać trochę wit.D, w końcu idzie wiosna! W Rwandzie nikt nie jest dla siebie obcy. W środkach komunikacji wszyscy ze sobą dyskutują, śmieją się, jakby znali się od lat. Tymczasem łączy ich tylko to, że akurat spędzają czas w tym samym miejscu. W Polsce to wydaje mi się to bardzo egzotyczne zachowanie, ale może czasem wystarczy wymienić z kimś uśmiech...?
Czy będąc daleko od domu, można z perspektywy czasu docenić to co mamy u siebie w kraju?
Patrząc teraz na swoich pacjentów widzę jakimi są szczęściarzami, że mogą leczyć się w Europie.
Niejednokrotnie chciałabym im wykrzyczeć: „Ludzie, cieszcie się, że tu jesteście, w Afryce dzieci zjadają dziennie garść fasoli!”, w czasie kiedy oni narzekają, że w szpitalu nie było deserku albo na talerzu jest nieapetycznie rozmieszczony posiłek. Nie robię tego, bo z drugiej strony ciężko pracujemy, płacimy wysokie podatki, mamy prawo wymagać. Podsumowując, przestałam porównywać te dwa zupełnie inne światy jakimi są Afryka i Europa. Pamiętajmy, że nikt z nas nie miał wpływu na to gdzie przyszedł na świat. Doceniajmy to co mamy i pomagajmy, bo warto!
Na koniec zostawiam czytelników portalu Infostrów z moją ulubioną sentencją:
„To co robimy jest tylko w kroplą w oceanie potrzeb, ale gdyby tej kropli zabrakło, ocean byłby o nią uboższy”
Matka Teresa z Kalkuty.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj