
| Źródło: zyciorysy.info
Wyszedł ze szponów nałogu i został mistrzem, wkrótce opowie o tym szerszej publiczności w Antoninie

Jerzy Górski to człowiek wybitny, który pokonał nałóg i stał się mistrzem. W 2017 r. reż. Łukasz Palkowski nakręcił film fabularny „Najlepszy”, inspirowany biografią Górskiego. W rolę sportowca wcielił się Jakub Gierszał.
Jerzy Górski urodził się 4 grudnia 1954 r. w Legnicy, później rodzina zamieszkała w Głogowie. Wychowywał się więc na głogowskim podwórku, zafascynowany, jak inni z pokolenia dzieci-kwiatów wszystkim, co trafiało do Polski z zachodu. A trafiały nie tylko kolorowe sukienki w kwiaty i pasiaste koszule non-iron, ale i „towar” najmocniejszego kalibru. Amfetamina, kokaina, heroina, morfina. To przez te dragi odstawił gimnastykę i akrobatykę, którą trenował w młodości.
Mając zaledwie 15 lat wpadł w szpony nałogu, z którego próbował się wyrwać przez kolejnych 14 lat. W tym czasie był świadkiem wielu śmierci kolegów, znajomych. Zdarzały się i kolizje z prawem, i kradzieże, i pobyty w więzieniu. Wiele razy, w złym stanie fizycznym i psychicznym, był na krawędzi życia i śmierci.
Do szpitala psychiatrycznego w Lubiążu, gdzie leczył się na oddziale dla narkomanów, trafiał aż siedem razy. Do zakładów karnych i milicyjnych aresztów, w czasie narkotykowego szaleństwa przywożono go co roku. Włamywał się do aptek po morfinę, ale naprawdę nie interesowało go, skąd brał, ważne, żeby mieć towar.
Jerzy Górski – przemiana w Monarze
„Przez narkotyki straciłem wielu przyjaciół. Co chwilę ktoś odchodził. Wtedy zdałem sobie sprawę, że nie chcę tak dłużej. Miałem 27 lat. Czułem się fatalnie” – mówił w wywiadzie dla portalu Gazeta.pl. Postanowił o siebie zawalczyć.
Dopiero jednak gdy w 1984 roku trafił do Monaru, pod opiekę słynnego Marka Kotańskiego, jego życie zaczęło się zmieniać na lepsze. Trzy dni był na odtruciu, poznał monarowy rygor. Wtedy po raz pierwszy przekonał się o prawdziwości słów Kotańskiego „narkotyki zabierają wolność”.
W Monarze spędził dwa lata i tam odkrył sportową pasję. Miał też inne. Kiedy pracował na kuchni, chciał zostać „mistrzem świata w gotowaniu”, kiedy chodził do szkoły – myślał, by być najlepszym ze wszystkich przedmiotów.
Każdego dnia musiał przebiec określony dystans. Zaczynał od 700 metrów, stopniowo go zwiększając, aż dochodził do „obowiązkowych” 1700 metrów dziennie. To jednak przestało mu wystarczać. Połknął sportowego bakcyla. Dołożył do tego jazdę na rowerze oraz pływanie. Tego ostatniego nie umiał, więc musiał zaczynać od zera.
I bardzo walczył o swoje. Przez sześć lat intensywnie trenował pod okiem Antoniego Niemczaka, aż osiągnął poziom sportowca. Nie było to łatwe, zważywszy nie tylko na spustoszenie, jakie w organizmie poczyniły narkotyki, ale też biorąc pod uwagę wiek zawodnika. Gdy wygrał prestiżowe zawody, przekroczył już 35 lat.
Ale nawet przed startem nie było mu lekko. Najpierw pojawiły się problemy z paszportem (ostatecznie pomógł jeden z milicjantów, który wcześniej… przymykał go w celi za kradzieże), później koszmarny w skutkach wypadek, który omal nie przekreślił kariery. Trenował wtedy młodzież na Węgrzech i podczas jednego z treningów wjechał w niego… samochód. Pojawiła się groźba, że w ogóle nie będzie chodził. Lekarze jednak poskładali pogruchotane kości. Nie tylko na nowo zaczął chodzić, ale też biegać, pływać, jeździć na rowerze. I stał się w tym najlepszy. Otrzymał pokój na stadionie klubu Chrobry Głogów i zaczął walczyć o swoje marzenia. Z absolutnego dołu społecznego, trafił na sam szczyt.
Jerzy Górski – podwójny Ironman
Zaczynał od polskich zawodów. Na rowerze objeżdżał placówki Monaru w całej Polsce. Zajmował drugie, trzecie miejsca, potem zaczął wygrywać. Zapragnął więcej. Zostać najlepszym na świecie. Na zawody na Hawajach go jednak nie zakwalifikowali. Wysłał drugie zgłoszenie – i też nic. Wtedy zdecydował, że spróbuje w Western State Endurance Run.
Nie miał zbyt wiele pieniędzy i buty na wyścig kupił na przecenie w Niemczech. Jeden był większy od drugiego. Mniejszy uwierał straszliwie, więc wyciął w nim dziurę i ze stopą we krwi dotarł do mety.
28 godzin, 5 minut i 22 sekundy – tyle zajął mu udział w biegu Western States Endurance Run w Kalifornii w 1990 roku. Zajął odległe, 142. miejsce. Mówi, że był to najtrudniejszy sportowy wyścig w jego życiu, którego wtedy omal nie stracił. Doszedł wspierając się na kiju, a odległa lokata oczywiście nie zadowoliła zawodnika. Nie dał jednak za wygraną.
Jeszcze w tym samym roku wystartował w Double Iron Triathlon, zwanym podwójnym Ironmanem. Zawody odbyły się w amerykańskim Huntsville. Zawodnicy mieli do pokonania dystans 7,6 km pływania, 360 km jazdy na rowerze i 84 km biegu. Wygrał! Zwycięzcy udało się tego dokonać w czasie 24 godzin, 47 minut i 46 sekund.
Rok później wziął udział w Maratonie Nowojorskim, który ukończył z wynikiem 3 godzin, 1 minutę i 16 sekund.
Trzy lata później, w 1995 roku wziął udział w zawodach Ultraman World Championship na Big Island. Miał tam do pokonania dystans 10 km pływania, 421 km jazdy na rowerze i 84 km biegu. Udało się w bagatela 31 godzin, 43 minuty i 32 sekundy. To wtedy poczuł się spełniony. Marzenie się wreszcie ziściło.
Zródło: https://zyciorysy.info/
Poniżej plakat z Wydarzenia, na którym spotkacie pana Jerzego Górskiego. Wkrótce zapowiedzi kolejnych postaci i zespołów, które odwiedzą tegoroczny festiwal podróżniczy w Antoninie.

Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj