Rozrusznik serca może ujawnić kłamstwa przestępcy
Wyobraźcie sobie, że z powodu rozrusznika serca, a właściwie zapisanych przez niego informacji, jego właściciel może wylądować za kratkami. Przekonał się o tym Ross Compton z Middletown w stanie Ohio. 60-letni mężczyzna uszedł z życiem kiedy płonął jego dom. Compton spakował tylko kilka rzeczy, rozbił okno laską i uciekł w pośpiechu.
Niestety jak podaje Fox News, służby znalazły dowody podpalenia na miejscu pożaru, a na ubraniu Comptona ślady benzyny. Mężczyzna miał rozrusznik serca i wydawało się mało prawdopodobne, żeby był w stanie błyskawicznie się zebrać i uciec. Śledczy postanowili więc zgrać dane z rozrusznika serca i porównać je z zeznaniami mężczyzny. Z tych danych wynikało m.in., że obudził się on znacznie wcześniej niż powiedział.
Compton nadal upierał się, że nie podpalił swojego domu. Policjanci natomiast byli zdania, że ma mocne dowody, a odczyty z rozrusznika są dowodem „kluczowym”. Proces mężczyzny jeszcze się nie zakończył. Jego obrońca już złożył wniosek o nieuwzględnianie w postępowaniu danych z rozrusznika, gdyż, jego zdaniem, zostały pozyskane niezgodnie z przepisami o przeszukaniu.
Nie taka „oczywista oczywistość”
Dzisiejsze rozruszniki serca to złożone urządzenia, które przechowują wiele wrażliwych danych. Te dane można zgrywać na specjalne urządzenia używane w szpitalach (tzw. programatory), albo na urządzenia domowe (tzw. monitory). Dotychczas niewiele osób interesowało się bezpieczeństwem tych danych bo zwykle zakładamy, że są one przydatne tylko lekarzowi.
Niektórzy badacze bezpieczeństwa interesowali się możliwością kradzieży danych z rozruszników, ale ich ostrzeżenia zyskały umiarkowany rozgłos. I oto teraz okazuje się, że dane mogą być wykorzystane również w postępowaniu karnym przeciwko pacjentowi.
Opisana zdarzenie miało miejsce w USA, kraju w którym przywiązuje się dużą wagę do uczciwych zasad przeszukań, a także do tego, żeby oskarżonego nie zmuszać do zeznawania przeciwko sobie. W pewnym sensie ciało Comptona zeznało przeciwko niemu i zostało to uwiecznione w rozruszniku. Czy w takim razie pozyskanie danych z rozrusznika można traktować jako naruszenie konstytucyjnych zasad?
Policjanci argumentują, że w żaden sposób nie ingerowali w ciało Rossa Comptona. Nie wydobyli informacji dosłownie „z niego”, ale z rozrusznika (a tak naprawdę to ze szpitala, w którym te dane zgrano). Inna rzecz, że ludzie zostawiają w normalnym świecie mnóstwo cielesnych śladów z informacjami np. ślady krwi, odciski palców, ucięte włosy itd. Nikogo nie dziwi korzystanie z takich dowodów w ramach śledztwa.
To coś więcej niż smartfony i IoT
Dawniej często mówiło się o sytuacjach, w których policja posługiwała się danymi z osobistych urządzeń przenośnych – smartfonów czy opasek Fitbit. Głośno było np. o próbie pozyskania danych z urządzenia Amazon Echo, które wciąż „nasłuchuje” co się dzieje. Czy pozyskiwanie danych z takich urządzeń można porównać do pobierania danych z rozrusznika? Nie do końca, bo każdy z nas może zdecydować, czy w używać gadżetów w rodzaju Amazon Echo. Tymczasem rozrusznik serca to dla konieczność dla osób chorych.
W pewnym sensie to choroba Rossa Comptona spowodowała, że możliwe było śledzenie jego rytmu serca i wykorzystywanie danych przeciwko niemu. Dlaczego człowiek chory ma automatycznie wyzbywać się pewnej części swojej prywatności, którą osoby zdrowe mogą sobie zachować?
Powagę problemu zrozumiemy, gdy nie będziemy na niego patrzeć w kontekście śledztwa przeciwko rzekomemu podpalaczowi. Medycyna się rozwija i w przyszłości może powstać mnóstwo urządzeń medycznych montowanych na pacjencie albo w jego ciele. Kiedyś glukometry mogą być zastąpione urządzeniami mierzącymi poziom cukru w czasie rzeczywistym. Być może powstaną też sztuczne organy. Te wszystkie urządzenia będą zbierały dane o pacjencie i pytanie brzmi, czy pacjent będzie miał całkowitą kontrolę nad tymi danymi?
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj