Klątwa Hali Stulecia. Beliauskas był bliski jej przełamania
W pierwszych 5 minutach Krzysztof Sulima trafił dwa razy celnie za 3 punkty. Wcześniej środkowy Stali w całym sezonie nie oddał ani jednego celnego rzutu z dystansu. Po 5 minutach gry z sekundami Stal wygrywała we Wrocławiu 18:12 i o czas poprosił trener Śląska Miodrag Rajković.
W pierwszej kwarcie Stal miała więcej zbiórek w ataku niż w obronie, bo aż 5. To samo Śląsk, który na atakowanej tablicy zebrał aż 4 razy, a na bronionej zaledwie 2. Imponowało 5 trafiony trójek na 7 rzutów Arged BM Stali Ostrów. Po drugiej stronie Śląsk trafił 8 na 10 rzutów spod kosza.
O ile atak ostrowian wyglądał bez zarzutu, to obrona nie funkcjonowała. Momentami goście próbowali stawiać strefę, ale rywal rozbijał to w prosty sposób. Pod koniec pierwszej kwarty zadebiutował David Walker, który wyszedł na boisko zamiast Rodneya Chatmana. Nowy Amerykanin w barwach Stali spóźniał się w obronie.
Generalnie defensywa słabo funkcjonowała, a Marek Klassen robił co chciał z obroną Stali. W 17 minucie Śląsk zniwelował straty do 1 punktu i o drugi czas musiał poprosić trener Andrzej Urban.
Śląsk się nie zatrzymał i odskoczył nawet na 4 punkty. Stali przestały wpadać trójki i to gospodarze prowadzili 49:46, choć rzut Aigarsa Skele z połowy boiska mógł doprowadzić do remisu, bo piłka została „wypluta” przez obręcz. Do przerwy to niby Stal prowadziła przez większą część spotkania grę, ale jednak prowadził Śląsk.
Ojars Silins w pierwszej połowie nie trafił ani jednego z czterech rzutów. Druga przywitał się dwoma trójkami i po trafieniach Łotysza Stal doprowadziła do remisu. Trzecia kwarta była zdecydowanie mniej ofensywna niż pierwsze dwie, choć zakończyła się efektownymi trójkami Laurynasa Beliauskasa i Daniela Gołębiowskiego. Po 30 minutach był remis 66:66.
W 32 minucie kontuzji doznał lider Śląska w tym meczu Marek Klassen. Mimo tego, gospodarze prowadzili 76:71, a w 35 minucie 81:72. Klassen wrócił na boisko, a Stal zaczęła odrabiać straty. Tylko na chwilę. Na niespełna 4 minuty przed końcem z dystansu trafił Nunez i Śląsk wygrywał 87:77.
W końcówce zmorą ostrowian okazały się zbiórki w ataku Śląska. Brylował w tym Dusan Miletić, który wcześniej także kapitalnie blokował. Śląsk nie trafiając rzutów wolnych podał tlen Stali, a cudownie wykorzystał to Laurynas Beliauskas, który na 32 sekundy przed końcem doprowadził do wyniku 89:86. Na dogrywkę trafił Gielo, a wśród gospodarzy spudłował Gravett. Śląsk jednak w dogrywce nie dał sobie wydrzeć zwycięstwa i pokonał Stal 103:95.
Szkoda, bo Stal czeka na zwycięstwo we Wrocławiu już od 16 lat. W historii 46 meczów, zwyciężyła ze Śląskiem tylko 13 razy, w tym 3 razy w stolicy Dolnego Śląska. Zawsze jednak w Hali Orbita. Nigdy w Hali Stulecia, gdzie przecież w 1998 roku rozpoczynała swoją przygodę z ekstraklasą. Wydawało się, że osłabiony Śląsk - bez Nizioła - uda się ograć, ale niesety, inni wznieśli się na wyżyny swoich umiejętności. W Stali zadebiutował David Walker, który widać, że dawno nie grał w koszykówkę. Teraz tylko można gdybać, co by było, gdyby na parkiecie pojawił się jego rodak Rodney Chatman.
Zespół trenera Andrzeja Urbana nie wykorzystał szansy na wskoczenie na trzecie miejsce w tabeli. Z bilansem 16-10 jest wciąż czwarty, a w sobotę o 17:30 zagra w 3mk Arenie Ostrów z mistrzem Polski, Kingiem Szczecin.
WKS Śląsk Wrocław – Arged BM Stal Ostrów 103:95 (23:28, 26:18, 17:20, 23:23, d.14:6)
Śląsk: Miletić 22, Gołębiowski 19, Klassen 17, Nunez 16, Gravett 13, Zębski 8, Voinalovych 5, Wiśniewski 3, Parokhouski 0.
Stal: Beliauskas 25, Gielo 21, Durisić 14, Brembly 10, Sulima 10, Silins 6, Skele 4, Walker 3, Sewioł 2.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj