
Historia Jana, który uratował most odolanowski

Jan Berkowski urodził się 26 marca 1910 w Niemczech, w rodzinie polskich emigrantów zarobkowych. Po odzyskaniu niepodległości rodzina powróciła do Polski i zamieszkała w kamienicy przy ulicy Kaliskiej 7 w Odolanowie. Należał do pierwszego rocznika absolwentów Szkoły Handlowej w Ostrowie, którą ukończył w roku 1928. Pierwszą pracę zawodową podjął w odolanowskiej Komunalnej Kasie Oszczędności. Tuż po wybuchu wojny odwoził pieniądze do Banku Centralnego do Lublina, choć było to obowiązkiem dyrektora. Ten jednak scedował na niego tę niebezpieczną misję, z której wywiązał się bez zarzutu. W 1941 roku został wysłany na roboty przymusowe do huty szkła w Weisswasser. Powrócił do Odolanowa pod koniec 1943 roku.
W mroźne przedpołudnie 21 stycznia 1945 roku. Syn Jana, Andrzej Berkowski miał zaledwie sześć lat, ale pamięta atmosferę tamtych dni: w pewnym momencie domownicy usłyszeli hałas. Tym bardziej słyszalny, że ulica Kaliska w Odolanowie była wybrukowana. Matka wzięła syna do sypialni, skąd okno wychodziło na ulicę i wszyscy nasłuchiwali. Z lewej dochodziły narastające odgłosy, z prawej zobaczyli w bramie dwóch żołnierzy niemieckich w hełmach, trzymających jakiś przedmiot, przypominający granatnik przeciwpancerny jednorazowego użytku. W pewnej chwili, widząc co się dzieje, położyli ten przedmiot na ziemię i uciekli. Na ulicy pojawił się czołg, który stanął 10 metrów od domu Berkowskich.
Żołnierze widząc piekarzy idących z ciepłym chlebem postanowili zaopatrzyć się w prowiant. Dalej jechały odkryte samochody z oficerami, po czterech w każdym, one także się zatrzymały. Podczas gdy niemal wszyscy mieszkańcy ulicy pochowali się w domach, Jan Berkowski wyszedł na ulicę i zaczął kiwać na żołnierzy, ci postanowili zrobić sobie przerwę. Zdjęci zimowe kurtki i zostając tylko w mundurach i chętnie skorzystali z zaproszenia Berkowskiego.
Kuchnia w mieszkaniu Berkowskich zapełniła się grupą dwunastu rosyjskich oficerów, została podana im herbata. Oficer rosyjski potwierdził, że następnego dnia w Ostrowie zamierzają wysadzić wiadukt i spytał gospodarza jak wygląda ten obiekt. Jan Berkowski podjął próbę wyjaśnienia rozmówcy, że ta operacja mija się z celem, bo odcięta zostanie droga do miasta. W tym czasie nad torami był jeszcze tylko wąski, drewniany most obok wieży ciśnień, funkcjonował wtedy jeszcze tunel pod torami na wylocie dzisiejszej ulicy Spichrzowej.
Jan starał się wyjaśnić oficerowi, że jeśli most zostanie wysadzony to fragmenty wiaduktu spadną na tory, zablokowany zostanie cały węzeł komunikacyjny, co uniemożliwi transporty wojskowe. Oficer wysłuchał tego, a potem skonsultował się z innymi żołnierzami. Na koniec przyznał gospodarzowi rację. Dwa dni później Ostrów został wyzwolony, bez wysadzania wiaduktu. Jan Berkowski, choć był cichym bohaterem, nigdzie się z tym nie obnosił ani nie chwalił.
Po wojnie Jan Berkowski wrócił do pracy w Kasie Komunalnej, w 1945 roku wraz z rodziną przeprowadził się do Ostrowa gdzie otrzymał posadę w Narodowym Banku Polskim. Berkowscy zajęli służbowe mieszkanie w gmachu banku, na trzecim piętrze. W 1959 roku Jan został kasjerem w ZNTK, gdzie pracował aż do przejścia na emeryturę. Udzielał się w oddziale Polskiego Związku Hodowców Gołębi Pocztowych w Ostrowie, prowadził również własną hodowlę gołębi do początku lat 70-tych. Jego kolekcja liczyła od 60 do 80 sztuk. Przez 30 lat należał do Chóru Męskiego ,,Echo''. Pełnił tam funkcje skarbnika i sekretarza. Zmarł w 29 listopada 1993 roku.
W mroźne przedpołudnie 21 stycznia 1945 roku. Syn Jana, Andrzej Berkowski miał zaledwie sześć lat, ale pamięta atmosferę tamtych dni: w pewnym momencie domownicy usłyszeli hałas. Tym bardziej słyszalny, że ulica Kaliska w Odolanowie była wybrukowana. Matka wzięła syna do sypialni, skąd okno wychodziło na ulicę i wszyscy nasłuchiwali. Z lewej dochodziły narastające odgłosy, z prawej zobaczyli w bramie dwóch żołnierzy niemieckich w hełmach, trzymających jakiś przedmiot, przypominający granatnik przeciwpancerny jednorazowego użytku. W pewnej chwili, widząc co się dzieje, położyli ten przedmiot na ziemię i uciekli. Na ulicy pojawił się czołg, który stanął 10 metrów od domu Berkowskich.
Żołnierze widząc piekarzy idących z ciepłym chlebem postanowili zaopatrzyć się w prowiant. Dalej jechały odkryte samochody z oficerami, po czterech w każdym, one także się zatrzymały. Podczas gdy niemal wszyscy mieszkańcy ulicy pochowali się w domach, Jan Berkowski wyszedł na ulicę i zaczął kiwać na żołnierzy, ci postanowili zrobić sobie przerwę. Zdjęci zimowe kurtki i zostając tylko w mundurach i chętnie skorzystali z zaproszenia Berkowskiego.
Kuchnia w mieszkaniu Berkowskich zapełniła się grupą dwunastu rosyjskich oficerów, została podana im herbata. Oficer rosyjski potwierdził, że następnego dnia w Ostrowie zamierzają wysadzić wiadukt i spytał gospodarza jak wygląda ten obiekt. Jan Berkowski podjął próbę wyjaśnienia rozmówcy, że ta operacja mija się z celem, bo odcięta zostanie droga do miasta. W tym czasie nad torami był jeszcze tylko wąski, drewniany most obok wieży ciśnień, funkcjonował wtedy jeszcze tunel pod torami na wylocie dzisiejszej ulicy Spichrzowej.

Po wojnie Jan Berkowski wrócił do pracy w Kasie Komunalnej, w 1945 roku wraz z rodziną przeprowadził się do Ostrowa gdzie otrzymał posadę w Narodowym Banku Polskim. Berkowscy zajęli służbowe mieszkanie w gmachu banku, na trzecim piętrze. W 1959 roku Jan został kasjerem w ZNTK, gdzie pracował aż do przejścia na emeryturę. Udzielał się w oddziale Polskiego Związku Hodowców Gołębi Pocztowych w Ostrowie, prowadził również własną hodowlę gołębi do początku lat 70-tych. Jego kolekcja liczyła od 60 do 80 sztuk. Przez 30 lat należał do Chóru Męskiego ,,Echo''. Pełnił tam funkcje skarbnika i sekretarza. Zmarł w 29 listopada 1993 roku.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj